Change language:

Izabela Lewandowska – La Millou: od przemyśleń na macierzyńskim do milionów uśmiechniętych dzieci

ZASUBSKRYBUJ GREG ALBRECHT PODCAST – WSZYSTKIE TWARZE BIZNESU:
Apple Podcasts
Google Podcasts
YouTube
Spotify

 
 
Firma, którą prowadzi, ma obroty sięgające 30 milionów zł rocznie i zatrudnia ponad 50 osób. Jej produkty są znane nie tylko w Europie Zachodniej czy USA. Dotarły też m.in. do Izraela i Australii, a prawdziwą furorę zrobiły w Azji. Izabela Lewandowska, współzałożycielka marki La Millou i zdobywczyni tytułu „Bizneswoman Roku” może być inspiracją dla wielu przedsiębiorczych, młodych mam. W tym podcaście opowiada o tym, jak stworzyć międzynarodową markę, zaczynając swój biznes na urlopie macierzyńskim!

Od zawsze uwielbiałam różnorodność. Ciągnęły mnie podróże, różne smaki, odmienne kultury. Od zawsze byłam więc w ciągłym ruchu i czegoś poszukiwałam, aż w końcu przyszedł ten dzień kiedy zostałam mamą, a potem razem z Martą – moją wspólniczką stworzyłyśmy LaMillou. Nadal lubię podróże i odkrywanie nowych rzeczy. To wszystko bardzo mnie inspiruje, a efekty tych inspiracji widać w naszych produktach.
La Millou, to marka dla dzieci i ich rodziców. Stawiamy na nowoczesny dizajn i jakość. Nasze produkty sprzedajemy w ponad 20 krajach. Fala La Millou nadeszła i niech trwa jak najdłużej:-)
– Izabela Lewandowska

Obecnie trwają zgłoszenia do 10. jubileuszowej edycji konkursu „Bizneswoman Roku”, który organizuje Olga Kozierowska z Fundacji Biznes Pisany Szminką. Jesteś przedsiębiorczą kobietą? Zgłoś się! Znasz kobietę, która odnosi sukces w biznesie – nominuj ją!

W tym podcaście:
– poznasz niezwykłą historię przedsiębiorczej mamy, która zbudowała biznes od zera,
– dowiesz się, jak stworzyć międzynarodową markę,
– poznasz tajniki modelu biznesowego jednej z ulubionych, polskich marek rodziców i
dzieci.

Video:

Zapis rozmowy:

Moim gościem jest Iza Lewandowska 1 2 z La Millou 3.

– Dzień dobry wszystkim.

Cześć Iza. La Millou, to? Kojarzy mi się, wiesz z czym? Z kocykami 4 dla małych dzieci, słusznie?

– Słuchaj, powiem ci tak, „Millou” to miało być coś, co kojarzy się z czymś milutkim i przytulnym, cieplutkim, więc tak, dobrze ci się kojarzy z kocykami.

No właśnie, bo tak zainspirowały mnie do naszego spotkania dwa elementy, jednym elementem jest oczywiście Ola Kozierowska 5, która jest po prostu hiper konektorem i chodzącą energią, więc ją serdecznie pozdrawiamy, a drugi element, który też bardzo mnie przekonał, to było to, że moja szanowna małżonka za każdym razem, jak przechodzimy koło sklepu La Millou w Royal Wilanów, to mówi „Boże, jakie to ładne, kiedy będziemy mieli dziecko, żebym mogła takie ładne kocyki kupować”, czyli jest w tym produkcie coś po prostu pięknego, fascynującego. Powiedz, w jaki sposób w ogóle powstała idea La Millou i skąd się to wszystko wzięło?

– Wzięło się stąd, pewnie jak wiele pomysłów na firmę, na biznes, na produkt, z potrzeby własnej. Jak byłam 9 lat temu w ciąży i szukałam dla swojej córki jakichś rzeczy tekstylnych do pokoju, no tak naprawdę nic oprócz delikatnych róży nie było wtedy: Zara Kids 6, Zara Home 7, dużo mniejsza była oferta jakby marek zagranicznych i rynek polski też zupełnie inaczej jeszcze wtedy wyglądał, no i po prostu zostałam w kropce, zamówiłam jakiś jeden komplet, pamiętam ze Stanów, czekałam na niego 3 miesiące, jedyny fajny dla dziewczynki, nie różowy, ale kolorowy, no i też jeden komplet uszyłam z materiałów kupionych, w sklepie z tkaninami, biało-granatowo-czerwony, taki marynarski. Nie do końca potrafiłam szyć, więc zawsze się śmieję, jak znajdę tę kołderkę i tę poduszkę, jak to mogłam poczynić, jakość tych rzeczy przeze mnie zrobionych, tak naprawdę tkanin była straszna, bo materiał był jak pergamin. Pamiętam, jak ona leżała na tej poduszce, to trochę ślinki poleciało i od razu miała czerwoną buzię i wszystko zafarbowało, więc oczywiście już jest tylko jako dekoracja, ten komplet.

Pamiętny, pierwszy komplecik?

– Tak, i zaczęłam doceniać ten ze Stanów, który sprowadziłam i sobie tak myślę, jednak to jest zupełnie inna jakość i zaczęłam się tym interesować. I w momencie, już jak miałam pracować – do pracy wracało się po 4 miesiącach od porodu, wtedy było inne prawo – to stwierdziłam, że może zamiast wracać, lepiej zrealizować swój pomysł, jeszcze z czasów ciąży. Wykorzystać tę niszę – którą wtedy wydawało mi się, że znalazłam – czyli coś miłego, dobrego jakościowo, w fajnym designie, niekoniecznie dziecięcym, bo produkty dla dzieci kupują dorośli, rodzice, no i tak krok po kroku powstało La Millou, oczywiście przy udziale mojej wspólniczki Marty 8, której dziękuję, że uwierzyła w to, że takich rzeczy nie ma.

La Millou
Źróło: Artykułu o La Millou [http://lovemamissima.pl/la-millou/]

To jak to było, co robiłaś wcześniej?

– Wcześniej przez wiele lat, ponad 11, pracowałam w agencjach reklamowych, eventowych, koncertowych, impresariacie artystycznym, jeszcze dawno temu, jak takowe naprawdę funkcjonowały bardzo prężnie, w szeroko pojętej reklamie i marketingu.

No i nadeszła chwila, byłaś w ciąży, urodziłaś i nagle wymyśliłaś, żeby założyć swoją firmę, nie bałaś się tego, że odejdziesz i co będzie dalej?

– Oczywiście, że się bałam. Wróciłam na jakieś 2-3 miesiące i działałam na dwa fronty, pracowałam do 14:00 w agencji reklamowej, od 14:00 do 17:00 codziennie z moją wspólniczką rozwijałyśmy La Millou i wieczorem wracałam do domu. No i po 2-3 miesiącach mój mąż powiedział mi „albo jedno, albo drugie”, albo on nie wytrzyma ze mną. Bo ja albo gadałam o agencji reklamowej, albo gadałam o nowych pomysłach, a jeszcze w międzyczasie było malutkie dziecko. Więc właściwie to on mnie zmusił do tego, żeby podjąć decyzję, żeby się na coś zdecydować, bo pewnie bym tak jeszcze długo w tym tkwiła. A wiadomo, że jeżeli coś się robi tylko częściowo – bo dużą część dnia spędzałam w swojej poprzedniej pracy i nie mogłam się na 100% poświęcić – nie mogło to wystartować tak jak ja bym chciała.

W jaki sposób zmusza się swoją żonę lub partnerkę do tego, żeby się zdecydowała? Bo powiedziałaś, że mąż cię przekonał, a więc jestem bardzo ciekaw jak wyglądało przekonanie cię do tego, żebyś zdecydowała się na to?

– Powiedział, że dłużej ze mną nie wytrzyma w takim stanie i ja sama ze sobą nie wytrzymam. Bo przy tym byłam bardzo zdenerwowana i miałam tyle rzeczy na głowie, że sądzę, eksplodowałabym za jakiś czas, jakbym dłużej tak pociągnęła. I powiedział, że jeżeli w to wierzę – a on też widzi, że tego nie ma na rynku, wierzy w ten pomysł, też od strony biznesowej pomógł troszeczkę zaplanować sobie pewne wydatki, i był dla nas bardzo dużym wsparciem – powiedział, uwierz w siebie i kopnął w tyłek na szczęście.

Super. A coś o relacji ze wspólniczką, skąd się znacie?

– Z agencji reklamowej. Marta też wiele lat pracowała w reklamie, też w handlu, no i pomimo tego, że dość krótko razem pracowałyśmy, bo to jakieś półtora roku było, pomimo tego, że nie miałyśmy ze sobą kontaktu przez wiele lat, zawsze wiedziałam, że jest moją bratnią duszą, jeżeli chodzi o postrzeganie i świata, i biznesu, i sposób życia i pracy, pomimo, że nasze drogi krążyły różnie, wiedziałam, że jak biznes, to tylko z Martą, bo tak, i wyszło.

To jest niesamowite, czy coś poza intuicją, coś poza takim samopoczuciem, czy było coś takiego, co dało ci tę pewność, że to jest właściwa decyzja? Pytam, bo wielu przedsiębiorców ma to wyzwanie, że albo się długo zastanawiają i nie wiedzą, jak wybrać wspólnika czy wspólniczkę, albo z drugiej strony podejmują decyzje, nie do końca trafione, a potem po 3 latach, albo po 3 miesiącach, albo po dłuższym czasie, nagle okazuje się, że, no niestety, kochamy się, ale mamy dwie różne wizje rozwoju. Czy masz coś takiego, co pomogło ci podjąć wtedy tę decyzję, co sprawiło, że od początku zdecydowałyście się wejść w to all in?

– Na pewno to, że wcześniej razem pracowałyśmy, wiedziałam jakie ma podejście do pracy, jak realizuje projekty i mimo tego, że bezpośrednio ze sobą nie pracowałyśmy przy jednym projekcie, to widziałam ją w otoczeniu zawodowym i bardzo mi się to podobało. Potem wielokrotnie rozmawiałyśmy o różnych biznesach, omawiałyśmy różne firmy, które nam się podobały, zanim w ogóle jeszcze był pomysł wspólnej firmy, obgadywałyśmy klientów na przykład, obgadywałyśmy ich decyzje, co byśmy zrobiły inaczej, że po co robić tak, jak można byłoby tak. I przyznam, że ona była chyba jedyną moją koleżanką jeszcze wtedy, nie przyjaciółką, z którą mogłam sobie na ten temat porozmawiać i wiedziałam, że ona jest fajnym partnerem biznesowym i jeśli próbować, to z nią. A początki były tak trudne, że bardzo naprawdę zweryfikowały naszą współpracę, w sposób pozytywny. Więc wiedziałam, że jak już to przeszłyśmy, no to po prostu musi się udać.

A co takiego było najtrudniejsze na początku?

– Na początku najtrudniejsze było coś, czego ludzie teraz już nie pamiętają, z czego sobie do końca nie zdają sprawy: sposób sprowadzania tkanin do Polski 8 lat temu. Po pierwsze w Polsce nie było maszyn, które drukowały taką technologią, jak amerykańskie tkaniny, drukowane często cyfrowo. Można wtedy wykorzystać 50 różnych kolorów, przejść tonalnych, więc niesamowite możliwości dają te maszyny, a ich nie było wtedy w Polsce, przynamniej my nie znalazłyśmy. Nie miałyśmy też środków, żeby od razu produkować swoje tkaniny. Więc zaczęłyśmy kupować różne fajne tkaniny na rynku, które jak widziałyśmy, często były w Stanach. Natomiast sprowadzenie stamtąd tkanin… Pomimo tego, że byliśmy w Unii Europejskiej, wszędzie było takie samo prawo dotyczące sprowadzania tkanin, w Polsce nasz urząd celny wymagał jakichś pieczęci lakowych, sznureczków, nawet nie byli w stanie pokazać jaki certyfikat, jakie dokumenty musimy przedstawić od producenta, żeby móc to sprowadzić. Chyba półtora miesiąca wydobywałyśmy te tkaniny z naszej agencji celnej, donosiłyśmy kolejne dokumenty, podpisy, sposoby produkcji tych tkanin, tłumaczyłyśmy z różnych języków, byłyśmy tam codziennie. I przyznam szczerze, że to był taki moment, kiedy ja już powiedziałam sobie, że to jest niemożliwe. Jednak w jakiś sposób, nie będę teraz mówić jaki, udało się odzyskać te tkaniny. Zrobiłyśmy swoją pierwszą kolekcję i tak naprawdę funkcjonowałyśmy na podobnych zasadach przez chyba rok. Potem pojawiły się w Polsce maszyny, które w ten sposób drukowały, więc sobie najpierw próby robiłyśmy. Potem podjęłyśmy pierwsze tę decyzję, że robimy to u siebie, nie bawimy się w sprowadzanie, bo też byłyśmy uzależnione od stoków, ograniczeń, jakie miał nasz dostawca.

Ciekawi mnie, skąd Stany? Kiedy myślę o zaopatrzeniu w materiały, to jest wiele innych rynków, które przychodzą mi pierwsze do głowy, które są bardzo mocne w produkcji tekstyliów, na przykład Chiny czy inne rynki, typu Turcja. Co takiego jest w tych tkaninach, czy było w tych tkaninach, że zdecydowałyście się kupować na takim drogim rynku?

– Głównie wybór wzorów i designu, bo pomimo że producent danej tkaniny jest amerykański, tak naprawdę on produkuje często właśnie w krajach, które wymieniłeś. Natomiast to wszystko przypływa do niego i on dalej zajmuje się rozprowadzaniem tego. Pośredników jest bardzo wielu, dlatego te tkaniny są bardzo drogie, szczególnie jeszcze, jak się je sprowadzi do Polski… Więc ten obieg jest długi, mozolny i każdy musi oczywiście przecież też mieć coś dla siebie, więc z tych powodów zrezygnowałyśmy z tego, bo nie miałybyśmy wtedy możliwości, szansy rozpoczęcia na przykład dystrybucji, czy sprzedaży hurtowej.

A jak dzisiaj wygląda ten jeden wątek, tkaninowy właśnie? To jak on się zmienił, wtedy kupowałyście od piątego pośrednika, który gdzieś tam produkował, pół świata ta tkanina objechała, dopłynęła do Stanów, po czym wracała z powrotem przez ocean do Polski i tutaj jeszcze była marynowana w urzędzie celnym, długo i namiętnie. Jak dzisiaj wygląda ten proces, jeżeli możesz powiedzieć, jak został uproszczony?

– Teraz robimy wszystko w Polsce, czyli możemy sobie już pozwolić na takie ilości… Tak naprawdę już po roku zaczęłyśmy to robić, czyli tkamy własne tkaniny u zaufanych polskich dostawców, jak również współpracujemy z polskimi firmami zajmującymi się nadrukami, farbiarniami, drukarniami, które posiadają odpowiednie certyfikaty. No i jakość! Naprawdę, bardzo dbamy o to, żeby utrzymać jakość, nie zawsze nam się to udaje i to nie jest kwestią naszych niedociągnięć, tylko czasami czynnik ludzki przy maszynie czegoś nie sprawdzi i tak dalej, więc zdarzają się nerwowe sytuacje, natomiast polegamy wyłącznie na produkcji polskiej, umożliwia nam to szybkość działania. Nie produkując w Chinach, nie musimy z rocznym wyprzedzeniem wiedzieć, co będzie następnego lata u nas, chociaż staramy się planować to już z innych względów. No i duża elastyczność produkcyjna, co też daje nam taką moc troszeczkę, jeśli chodzi o dystrybucję zagraniczną, bo jesteśmy bardziej elastyczni, niż firmy produkujące masowo w Azji, gdzie ten cykl produkcyjny jest dużo dłuższy.

Właśnie, jeśli chodzi o „od pomysłu do wdrożenia”. Jest ta sławna opowieść o tym, że Zara robi to w dwa tygodnie: jak gdzieś zrobią zdjęcie komuś na ulicy, to za dwa tygodnie produkt jest na półce. Trudno powiedzieć, czy rzeczywiście tak to wygląda w praktyce, ale jest to jakiś powiedzmy punkt odniesienia. Ile u was zajmuje, od wymyślenia nowego produktu do uszycia go, żebym mógł go kupić?

– Nowego? Nowy produkt, jak mi się wydaje, to najkrócej jest mniej więcej około 6 tygodni i tak mamy z naszym nowym produktem, dosyć prostym, klasyczne kocyki Tender 9, czyli takie sweterkowe, jednokolorowe z fajnymi haftami. Czasami praca nad produktem trwa wiele miesięcy, bo jest on bardziej skomplikowany technologiczne, na przykład tak było z kokonami, że praktycznie robiłyśmy go nie wiem, jak dobra ciąża, 9 miesięcy, żeby opracować detale, żeby się to dobrze prało, użytkowało, więc różnie, naprawdę różnie.

A wśród produktów dziś, ile ich jest, ile jest poszczególnych produktów, w ilu odmianach, jaka to jest łączna, mniej więcej liczba tych SKO-sów tak zwanych?

– Mamy mniej więcej 50-60 produktów i każdy występuje w od 10 do 20 wariantach kolorystycznych.

Czyli około 1000 różnych pozycji w katalogu?

– Tak.

Czy zasada Pareta 10 ma zastosowanie do waszego portfolio? Czyli że 20% produktu generuje 80% biznesu?

– Wydaje mi się, że nie do końca, dlatego że w różnych krajach, różne produkty mają swój fame. Inaczej jest w Azji, inaczej jest w Stanach, więc to się wszystko miesza dosyć. Jeżeli powiemy o kategorii typowo kocykowej – a nie kocyk light, czy danej wielkości – to może patrząc na kocyki można by było to wziąć pod uwagę, ale nie wydaje mi się.

Ciekawe. Bo ostatnio znowu słuchałem tej historii, jak Steve Jobs wrócił do Apple i obciął wszystko. Zawsze to jest bardzo kuszące, no bo to też upraszcza wszystkie procesy i upraszcza dystrybucję, wszystko się staje łatwiejsze, kiedy masz mniej SKU-sów 11 dopóty, dopóki klienci są zadowoleni.

– Tak, znaczy my też dążymy do tego i raz na pół roku siadamy i obcinamy produkty, do których albo nie mamy serca, albo mają złą cenę, bo nie jesteśmy w stanie ich odpowiednio atrakcyjnie cenowo wyprodukować, żeby finalnie ta cena na półce była akceptowalna przez rynek. Są różne powody, dlaczego niektóre produkty się nie przyjmują lub po prostu nie rotują na tyle, żeby sobie nimi zawracać głowę, więc robimy to dwa razy w roku, ale na ich miejsce wchodzą znowu nowe. Wydaje mi się, że ludzie lubią La Millou właśnie za tę różnorodność wzorów i produktów, co też jest naszym przekleństwem przyznam szczerze, bo i handlowo, i marketingowo łatwiej ogarnąć 3 produkty w 4 wzorach na przykład, tak?

No właśnie tak się zastanawiam, jak tym zarządzać. Bo to w całym procesie dystrybucyjnym też komplikuje, bo każdy chce zamówić trochę co innego, trzeba to jakoś konfekcjonować, pakować, kopakować i też promować pewnie różnie?

– Absolutnie.

A jaki macie model dystrybucyjny?

– Model dystrybucyjny mamy trochę inny, jeśli chodzi o Europę i resztę świata, bo Europa bardzo się skurczyła i dostępność produktów w krajach europejskich dla przeciętnego Kowalskiego jest dużo łatwiejsza, niż ileś lat temu, nie ma opłat celnych, koszty wysyłki kurierem czy sposób płatności, czasami realizacja zamówienia z Francji, czy z Hiszpanii trwa krócej niż z Poznania. Dlatego chociaż początkowo stawialiśmy na dystrybutorów w Europie, to po 2 latach wycofaliśmy się, ponieważ ani im, ani nam się to nie opłacało. Klienci chcieli więcej, chcieli brać od nas, irytowali się, że dystrybutor tego nie ma, nie miało to racji bytu, więc teraz my bezpośrednio komunikujemy się ze sklepami i też rozwijamy swój własny sklep internetowy, europejski. On jest generalnie międzynarodowy z wyłączeniem obszarów, w których mamy dystrybucję, czyli Stany, Izrael, Australia, Azja, Grecja. Grecja jest akurat tutaj wyjątkiem, tam rzeczywiście dystrybucja ma rację bytu, bo oni inwestują w marketing, mają swoje plany marketingowe, znają rynek, właśnie są to często inne produkty, inne wzory i rzeczywiście ten model się sprawdza. Tutaj tak naprawdę pokazujemy się na targach, ale to jest tylko rozwój klientów, których mamy i dystrybutorów, pokazanie nowości, czas na spotkanie, ewentualnie pozyskanie dystrybutorów w krajach, w których nas nie ma.

A w tej kategorii, jaki odsetek jest sprzedaży online versus sprzedaży w punktach sprzedaży?

– Ale jeśli chodzi o Polskę?

No na przykład weźmy Polskę pod uwagę, bo to rozumiem że to taki rynek…

– To się bardzo zmienia, nie wiem czy mogę zdradzać takie rzeczy?

Ja też nie wiem, ale ciekaw jestem.

– Nie, wolałabym nie zdradzać, natomiast to się bardzo zmienia na naszą korzyść.

Rozumiem, właśnie ciekawi mnie jako to wygląda u was w tej kategorii, niedawno rozmawiałem z Krzysztofem Machnickim 12, który ma sieć salonów optycznych i mówił, że trudno jest czasem ocenić skąd klient przychodzi, gdzie kupuje i tak naprawdę czy to jest klient online’owy czy offline’owy, ale że ten udział sprzedaży online jest duży.

– I rośnie, naprawdę rośnie i w ogóle w Polsce jest rozwinięty bardzo, w porównaniu do Hiszpanii, czy na przykład Włoch. Tam w ogóle nie ma takiej ilości sklepów internetowych, ludzie z dużo większą rezerwą podchodzą. Zawsze myślimy, że my jesteśmy tacy mniej ci, trochę dalej od Zachodu. No, nie do końca jest to prawdą.

A w jakim momencie zdecydowałyście się wyjść poza Polskę?

– Właściwie od samego początku zakładałyśmy, że chcemy być marką międzynarodową, stąd nazwa La Millou, która i we Francji, i we Włoszech, i na Tajwanie brzmi międzynarodowo, do końca nie znaczy nic i od początku tak naprawdę zaczęłyśmy wystawiać się na targach w Kolonii, trochę z założeniem, że będą to bardziej kraje bliżej Polski. Bardzo nas dziwiła reakcja Azjatów na nasze produkty – no i to się bardzo rozwija – więc od samego początku stawiałyśmy, że nie tylko Polska, co jest fajne, dlatego że możemy skalować ten biznes w różnych krajach.

A jakie w tej chwili macie udziały Polska versus reszta świata?

– No, chyba też nie będę tego mogła zdradzić?

Naprawdę? Dlaczego?

– Najpierw była mniejsza różnica, teraz powiem, że Polska też bardzo mocno się rozwija.

Ciekawe, to jest ciekawe, bo na przykład Edek Ruszczyc 13, z którym rozmawiałem, oni prowadzą międzynarodowy Displate 14, to są plakaty drukowane na metalowych tablicach, no i w tym roku mają plan zrobić 20 milionów dolarów w B2C, sprzedając tylko online, tak że to całkiem duży biznes. Na plakatach po 50 dolarów, więc trochę trzeba tego sprzedać, mają tutaj fajne zaplecze produkcyjne, bardzo ciekawy biznes, ogromna skala, milion followersów na Facebooku, w ogóle niewiarygodne. Tylko w ogóle nie reklamują się w Polsce, ze względu na to, że tak trudno ta sprzedaż w Polsce im szła i myślę, że udział biznesu polskiego jest bardzo mały i co ciekawe, u nich na przykład wiodące rynki to są Stany, Australia, bardzo ciekawy rynek, UK jeszcze parę dużych krajów w Europie, u nich tak to się rozkłada.

– Zobaczę z ciekawości.

No zobacz, myślę, że fajne jest, bo oni są trochę poza zasięgiem radaru, w ogóle w Polsce się tak mocno nie pokazują, a to naprawdę duży, bardzo rentowny biznes, bardzo ciekawy i też w kategorii rzeczy ładnych, aczkolwiek dużo mniej funkcjonalnych niż wasze, bo wasze produkty są zarazem ładne, ale są też funkcjonalne.

– No tak, to jest w jakiś sposób wytłumaczenie zakupu, prawda? Czymś innym jest, jak się kupuje coś, co do czegoś służy.

Znaczy na pewno łatwiej sobie zracjonalizować zakup drogiego produktu, jeżeli on ma jeszcze jakąś funkcję, jak na przykład samochód premium albo inne rzeczy premium, tak? No bo kupienie sobie czegoś, co już w ogóle nie ma żadnej funkcji, wymaga zupełnie innej decyzji, na przykład obraz drogi – no, to już trzeba mieć jeszcze lepszy mechanizm racjonalizatorski.

– Dokładnie.

A jak sprawiacie, że wasze produkty są takie piękne, co stoi za ich designem i skąd wiecie, jak ten design zbudować? Każdy chciałby zbudować może markę konsumencką, ale w marce konsumenckiej element świata marki, opakowania, designu, tej spójności wszystkiego, jest szalenie istotny, sam produkt bez pewnej otoczki nie robi aż takiego wrażenia.

– Nie ukrywam, że ileś lat doświadczenia w marketingu i działania takiego… Często czułam się tam bezsilna, że muszę promować coś, na co do końca nie mam wpływu, ja bym chciała to trochę inaczej opakować, ale już ktoś inny podjął decyzję, ja bym chciała inaczej to promować albo trochę zmienić smak, albo coś. A tu mogłyśmy stworzyć coś wymarzonego, coś co my same chciałybyśmy mieć w domu, dla siebie lub dla naszych dzieci, no i tyle. Na rynku polskim teraz jest wiele fajnych firm i ubraniowych i tekstylnych, które mają fajny design. Może nie mają takiej szerokiej oferty, więc może to, że byłyśmy pierwsze i mamy tak wielką różnorodność, powoduje, że mamy często wybierają La Millou, za co jesteśmy mega wdzięczne i szczęśliwe. Wręcz każdy udział w targach dla nas jest ogromnym takim… Ciepło nam się na sercu robi, jak widzimy te mamy i dzieci, i wszyscy po prostu lecą, oglądają te kocyki, przeglądają, przytulają się, no to też są kobiety, kobiety uwielbiają dotykać, przymierzać, dobierać do wózka, do kurtki, wszystko musi pasować. Nie wiem, czy wiesz, że istnieje coś takiego, jak jesienna stylizacja wózka na przykład, albo zimowa stylizacja na spacer, to jest wszystko idealnie skomponowane.

Rozumiem, że po prostu moda sięga wózka, to już nie jest tylko odzież, to jest przedłużenie mojej odzieży, to jest mój wózek i jego wyposażenie, i jego opakowanie piękne.

– Mężczyźni mają samochody i tam się realizują, kobieta odpicowuje wózek dla dziecka.

No proszę, tak to działa, rozumiem. No dobrze, a w jaki sposób utrzymujecie relacje z klientami, chciałbym zrozumieć trochę więcej tego, jaka jest trwałość takiego klienta. No bo pozyskanie klienta kosztuje X i teraz ciekaw jestem dwóch rzeczy związanych z tym, po pierwsze jak oceniacie, ile produktów u was kupi jeden klient, który was kocha mniej więcej, czy w ogóle się nad tym zastanawiacie jaki jest life time value waszego klienta i w jaki sposób jesteście w interakcji, czy w jakikolwiek sposób jesteście też z klientem, konsumentem końcowym?

– Bardzo często, ja przyznam szczerze, że nawet sama często na Instagramie 15 odpisuję czy coś umieszczam, bo po prostu bardzo to lubię. Zresztą teraz też, jak tu przyszłam, nie omieszkałam, musiałam nakręcić co się dzieje, więc jesteśmy w bardzo bliskim kontakcie z naszymi klientami, staramy się być zawsze dostępni telefonicznie, czy odpowiadamy na Instagramie czy na Facebooku 16. Większe firmy nie robią takich rzeczy, ten kontakt jest taki bardzo formalny, u nas wręcz oczekujemy, żeby dziewczyny, które obsługują naszych klientów czy bezpośrednio w sklepie, czy telefonicznie, mailowo, nawiązywały więź. Bo wybór kocyka i produktów dla dzieci jest czymś miłym dla osoby kupującej i my staramy się przedłużyć ten moment, jeżeli chodzi o to, jak długo dana osoba jest naszym klientem, to się bardzo wydłuża. Wiadomo, że nasze produkty są na ogół dla dzieci do mniej więcej 5-6 roku życia. Oczywiście mamy też produkty dla dorosłych, to są i koce dla dorosłych 17, pościele dla dorosłych i dla nastolatków, ale to jest mniejszy procent znacznie. Natomiast mama, której dziecko już wyrasta, często kupuje nasze produkty na prezent, a potem jest babcią, a potem poleca koleżankom, więc my bardzo dbamy o naszych klientów, o kontakt nieszablonowy, nie gotowce, które wysyłamy w odpowiedzi. Nie zawsze się tak udaje oczywiście, natomiast robimy co możemy, żeby tak było.

A jak to ogarnąć w skali? No bo oczywiście wiadomo, że najbardziej hiperaktywni, którzy są już podekscytowani do tego stopnia lub wkurzeni do tego stopnia, że piszą przez social media, to jest wierzchołek góry lodowej klientów, to znaczy to jest ten 1% hiperaktywnych, którzy albo są bardzo podekscytowani, albo bardzo wkurzeni. Natomiast jest cała reszta i w dodatku wielu z nich nie spotykacie osobiście, bo mieszkają na Tajwanie, mieszkają w Stanach, mieszkają gdzieś tam w jakiejś chatce w Japonii, na końcu świata. Czy w jakikolwiek sposób budujecie trwałe relacje, jest jakiś system, program, w którym oni mogą wziąć udział, który by wiązał z marką na dłuższą metę?

– Nie. Nie mamy czegoś takiego, nie wiem, może to jest dobry pomysł, żeby się tym zająć, w chwili obecnej na tyle się czujemy zżyci z naszymi klientami, ponieważ tak, są to mamy, które bardzo dużo czasu spędzają w sieci, czyli jakby ten Instagram, Facebook, robienie dzieciom zdjęć, dzielnie się tymi zdjęciami to jest coś, na czym my bazujemy i my robimy dużo aktywności w sieci, które są może odpowiedzią na twoje pytanie, są to różnego rodzaju konkursy, transmisje na żywo na naszym Instastory, ostatnio ambasadorów z którymi współpracujemy. Planujemy nie tylko, żeby to byli ambasadorzy, którzy odpowiadają na pytania bezpośrednio, więc nawet ktoś z Japonii czy ze Stanów może zadać pytanie, my odpowiemy. Bardzo indywidualnie prowadzimy nasze Instastory i, no tych widzów przybywa, więc widzimy co działa, co nie działa.

Widziałem, że w tym Instagramie to w zasadzie czujesz się jak ryba w wodzie, wparowałaś tutaj z telefonem, od razu nagrałaś Instastory, powiedziałaś, że czujesz się czasami jak pedofilka, która przegląda zdjęcia dzieci na Instagramie, żeby odpowiednio być na bieżąco, no taka ciężka praca.

– Tak, niestety, ale w dobrej wierze.

Dobrze, że wykorzystujesz tę wiedzę tylko po to, żeby tworzyć lepsze produkty dla dzieci, więc to jest zupełnie uzasadnione. A jak wygląda dziś twoja firma, czy wasza firma, jeżeli chodzi o liczebność i skład, czy raczej jesteście firmą małą czy większą, czy jak to wygląda, jak to działa?

– Raczej średnią albo mniejsza-średnia. Zaczynałyśmy we dwie, robiłyśmy wszystko, potem co roku pojawiali się nowi pracownicy, teraz pracuje ponad 50 osób, część w magazynie, duża część w biurze, nie licząc osób zewnętrznych, które z nami współpracują na stałe tak naprawdę, więc, nie ukrywam, że jest to wyzwaniem dla nas, prowadzić taką firmę. Marzy nam się osoba, która przejęłaby wszystkie rzeczy związane z kwestiami personalnymi, kadrowymi, zakupy sprzętu do magazynu, owijarek stretch’owych 18, to są rzeczy na których ja się nie znam, a trzeba zrobić porządne rozeznanie, żeby mieć zdanie czy podjąć jakąś decyzję, więc dojrzewamy do tego, żeby bardziej skupić się na tym, co potrafimy i co nam wychodzi i to co lubimy przede wszystkim, a to co się musi dziać – po prostu przekazać komuś, kto też to lubi, jest w tym dobry.

Czyli firma osiąga taki poziom, w którym czujecie, że wasze kompetencje w niektórych obszarach nie są wystarczające i czas zasilić tę organizację kompetencjami z zewnątrz?

– Absolutnie, brakuje też nam czasu. Kiedyś projektowanie stanowiło większość naszego czasu, teraz, w tym momencie cieszmy się, że lecimy na targi, bo będziemy miały na lotnisku np. 3 godziny, żeby wybrać kolory do czegoś na przykład. A to jest kluczowe tak naprawdę, więc to nie może być w takich okolicznościach, więc czasami uciekamy z firmy, na przykład wyjeżdżamy na 3 dni, trochę się bawimy, ale głównie pracujemy i siedzimy do wieczora i rozwieszamy kartki w hotelach na ścianach i sobie robimy planowanie, też jest miłe i fajne.

Tym bardziej jestem zaszczycony, że znalazłaś chwilę, żeby tutaj wpaść i pogadać.

– Nie, no bardzo mi miło, bardzo się cieszę.

Naprawdę, bo to jest wiesz, czuję, empatyzuję z tobą, rozumiem, jak to jest, kiedy masz listę zadań, która jest nie do zrealizowania, bo jest tak długa i jeszcze ktoś z zewnątrz wchodzi i próbuje coś dorzucić do twojego kalendarza, który i tak już jest pełny.

– Ale wiesz co jest miłe? To co spowodowało, że pomimo tego wszystkiego co się dzieje, z wielką przyjemnością przyjechałam, bo bardzo angażujesz się w to co robisz i mam wrażenie, że naprawdę interesuje cię nasza firma, skąd się to wzięło i tak dalej. Miałam wiele spotkań różnych, gdzie osoby po prostu miały przykaz, żeby zrobić wywiad, czy się spotkać i tak naprawdę miałam wrażenie, że ani ten pan się nie chciał spotkać, ani ja do końca, tak więc absolutnie bardzo mi miło.

Dziękuję, dla mnie również jest to niezwykle interesujące zjawisko, bo firma 50-osobowa, to już jest taki etap, w którym też zmienia się trochę sposób zarządzania. To znaczy, jeżeli się nie zmieni sposobu zarządzania, no to mogą się te wszystkie kuleczki rozsypać. To co działało przy 7, przy 15 osobach, przy 50 po prostu nie działa, bo nie da się dwuosobowo opanować po 25 osób na głowę. Ciekaw jestem, jak wyglądają wasze kompetencje leadership’owe, jak je podnosicie i czy nad tym pracujecie. Chodzi nie tylko o zarządzanie w znaczeniu odhaczanie tasków, ale też zarządzanie w znaczeniu praca z ludźmi, komunikacja wewnętrzna, rozwój kariery i tak dalej, no bo to już jest taki etap, że są takie nowe wyzwania?

– Znaczy, jeśli chodzi o rozwój kariery, to wiemy czego nie chcemy, kim nie chcemy się stać i wiemy też co lubimy i w czym jesteśmy dobre. Od jakiegoś czasu zatrudniamy specjalistów w danej dziedzinie, w danym dziale. Jeśli chodzi o produkcję, dołączyła do naszego teamu osoba z bardzo wieloletnim doświadczeniem, z czego się bardzo cieszymy i ona ułożyła pięknie, efekty niedługo będą już widoczne, nasze dylematy produkcyjne, bo ani ja ani Marta nie mamy w tym doświadczenia. Osoby, które u nas pracowały, bardziej się uczyły od nas, a nie miały do końca tak naprawdę czegoś, jeśli chodzi o kwestie szycia, więc to tak się tworzyło naturalnie, ale już się skończył ten etap, kiedy może się to tworzyć naturalnie, trzeba to zacząć planować, więc to już zaczęłyśmy. Jeśli chodzi o działy handlowe, to przyznam, że tutaj łatwo jest dosyć. W sensie takim, że tu nie ma walki o klienta, tu jest walka o to, żeby klienta dobrze obsłużyć, żeby był zadowolony, mówię też o sklepach, dbamy bardzo o współpracę ze sklepami, też nie w każdych sklepach chcemy być, bo zwracamy uwagę, jaki ktoś ma model biznesowy, bo mamy takie doświadczenia, że wiemy, w których sklepach się to nie sprzeda i już, więc to nie ma co zaczynać rozmów. Więc akurat tutaj też są osoby, które się w tym specjalizują. Jeśli chodzi o kwestie marketingowe, to głównie my się tym zajmujemy, nadzorujemy osobiście i mamy osoby, które realizują dany plan. No i tak wygląda nasza firma.

Ciekawe. Możesz coś powiedzieć o skali tego biznesu, bez ujawniania rzeczy, o których nie chcesz mówić, to znaczy, nie wiem, interesuje mnie wielkość obrotu, liczba sprzedanych sztuk do tej pory lub tego typu paramenty, które mogą pokazać też tę druga stronę?

– Jesteśmy spółką z o.o., więc co roku jesteśmy tutaj…

Transparentne?

– Tak, absolutnie. Więc mamy obroty na poziomie 25-30 milionów rocznie, pewnie w tym roku się tak skończy. W życiu bym nie pomyślała, że tak to się rozwinie! Pamiętam jak mojemu mężowi – chodziliśmy po Portugalii na spacerze, to było 3 miesiące od założenia La Millou – mówię tak: „Boże, kochanie, kiedy my będziemy miały 15 tysięcy obrotu, żebyśmy mogły zarobić na to i na tamto?”, a on mówi „Poczekaj, za pół roku będziesz miała 50”. No i za pół roku chyba było już 80, więc w ogóle on jest naszą dobrą wróżką.

Świetnie mieć kogoś, kto tak wspiera, prawda?

– Tak.

I jest z jednej strony osobą, której się bardzo ufa i czuje się, że wspiera, ale z drugiej strony jednak ma to spojrzenie trochę z zewnątrz; to jest ogromna siła, żeby sobie radzić w tych wyzwaniach, które następują. Jakie było następne czy największe wyzwanie potem, jak wam nie chcieli oddać waszych ukochanych materiałów ze strefy celnej. Jaki był najtrudniejszy moment w historii La Millou.

– Współpraca z korporacją. Pokusiłyśmy się o współpracę z znaną firmą sprzedającą artykuły dla dzieci, taką sieciową, która ma kilkadziesiąt, jak nie kilkaset sklepów na terenie Polski, no i podpisałyśmy bardzo niekorzystną umowę. Tak naprawdę inne warunki były dogadywane i tak naprawdę trochę zaufałyśmy, wyszłyśmy przed szereg, wyprodukowałyśmy te rzeczy specjalnie dla nich, zorganizowałyśmy wysyłkę do 80 sklepów po kilkanaście kartonów na każdy sklep, dla nas to było ogromne przedsięwzięcie też finansowe, bo istniałyśmy wtedy rok, no i przeddzień wysyłki pani mówi, że w takiej formie nie można podpisać, tylko zmienią dwa punkty. No i my się zgodziłyśmy, a te dwa punkty dotyczyły kwestii finansowych i rozliczeniowych, i tak naprawdę gdyby nie wyrozumiałość naszych dostawców, no to by nas już nie było, na pewno.

Czyli trochę zostałyście zmanipulowane?

– Absolutnie i teraz unikamy wszelkich takich korporacyjno-sieciowych osób, które przyjdą i roztaczają wielką wizję, jak to będzie super i wspaniale, raz sobie dałyśmy zamydlić oczy i nigdy w życiu tego nie zrobimy.

A co w takim razie dziś robicie inaczej, żeby uniknąć takiej sytuacji? Można też powiedzieć okej, to z jednej strony jest przykre doświadczenie, które dotyczy może kultury firmy X, a nawet, co gorsza, być może jednej, konkretnej osoby w firmie X, która miała cel Y do osiągnięcia i wy stałyście się tego ofiarą, ale to nie oznacza, że chcecie wylać dziecko z kąpielą, o to dziecko biedne z kąpielą wylane, to może jest jakaś inna duża sieć, cywilizowana, która może być świetnym partnerem i niekoniecznie będzie działała w ten sposób. Jakie symptomy, jakie znaki powinny być dla was ostrzeżeniem w przyszłości, żeby się nie wpakować w podobną sytuację?

– No przede wszystkim trzeba obejrzeć sobie klienta. Jego stronę, social media, jak się komunikuje, można udać tajemniczego klienta również i sprawdzić, w jaki sposób obsługują klientów. Przyznam szczerze, że do tej pory przynajmniej na polskim rynku nie znalazłam dużego dystrybutora, dużej sieci, dużego sklepu, który miałby kontrolę nad panią ekspedientką w danym sklepie, jak sprzedaje nasz produkt na przykład, co jest dla nas istotne. Pytanie też, po się prowadzi biznes: my nie prowadzimy La Millou, żeby robić 10-krotnie większe obroty każdego roku, bo to co jest i tak przerasta nasze najśmielsze oczekiwania, absolutnie, więc nie musimy się rozwijać za wszelką cenę, a życie pokazuje, że w tych miejscach nasze produkty i tak się nie sprzedają, ponieważ nie mają odpowiedniej otoczki, są rzucone gdzieś w kąt, wymemłane z innymi rzeczami na przykład jakimiś z Chin, czy nie z Chin, nieważne, po prostu w ten sposób nasz produkt się nie sprzeda, dlatego dbamy o kanały sprzedaży.

Nie jest dla was ważne urosnąć razy 10, a co jest dla was ważne, dlaczego robicie La Millou?

– Życie jest krótkie, więc jeżeli ma się zapewniony poziom satysfakcjonujący: i finansowy, i ambicjonalny, to można to rozwijać oczywiście, natomiast nie trzeba skakać od razu na główkę z 15 metrów, tak? Po prostu to nie ma sensu, to tworzy więcej problemów. Rozwój, co roku X nowych pracowników, stanowisk pracy, zmiana biura, zmiana magazynu, to się ze wszystkim wiąże, my co 2 lata robimy wielkie rewolucje i wielkie przeprowadzki, więc naprawdę nie potrzebujemy, może to głupio zabrzmi, ale zwiększania się 10-krotnie. Mój mąż oczywiście mówi „a, no to pewnie będzie w tym roku tak”. Ja mówię „Boże, tylko mi nie mów”, bo ja już wiem, że to oznacza większe biuro, większy magazyn, szukanie nowej szwalni i tak dalej, więc…

La Millou
Źródło: wywiad Kasi Karaim 29.03.2017 p.t. „La Millou kojarzy się miło!”
Ze strony
http://ladnebebe.pl/la-millou-kojarzy-sie-milo/?cn-reloaded=1

A co w takim razie, z drugiej strony patrząc, utrzymuje waszą chęć do tego, żeby to robić dalej? Bo są dwie strony tego równania, jedna to jest chęć bycia razy 10, ale druga to jest powiedzenie „dobra, już zrobiłam, już umiem, już to zrobiłyśmy, jesteśmy fajne, potwierdziłyśmy to, jest okej, w zasadzie niech to będzie tak, a w zasadzie jakbym już nigdy nic z tym nie zrobiła, to i tak do końca życia będę żyła”.

– No nie, to nie jest tak.

A więc, gdzie to jest?

– My z Martą nie potrafimy usiedzieć na miejscu, męczymy się trochę w tych takich kadrowo-magazynowo twardych tematach, natomiast jeśli chodzi o projektowanie, wzory, to my spędzamy naprawdę niejedną noc w roku na dyskusjach, jak ten produkt ma wyglądać, czy oko trochę podnieść, czy rzęsę trochę zmienić u króliczka i tak dalej, i to jest dla nas taką pasją, że to się nigdy nie zmieni, tak? Więc to jest chęć tworzenia, ale też nie tworzenia po to, żeby to było sobie gdzieś tam na magazynie, tylko odpowiadanie na potrzeby klientów, szukanie nowych rozwiązań, sprawdzanie ich, sprawdzenie reakcji, a największą frajdą jest wejście sobie w hasztag La Millou na Instagramie i są tam dziesiątki tysięcy zdjęć dzieci z naszymi produktami i może to jest kiczowate, ale zawsze nam się buzie uśmiechają.

No rozumiem, to w ogóle wspaniała rzecz. A macie jakiś swój cel biznesowy w długim terminie czy w ogóle po prostu skupiacie się na tu i teraz, robieniu lepiej tego co robicie, jak to wygląda?

– Oczywiście, że mamy, nie będę do końca zdradzała dokładnie, na pewno dużym sukcesem okazało się założenie w zeszłym roku pierwszego naszego sklepu stacjonarnego 19, który rzeczywiście pokazuje to dokładnie, jakie my jesteśmy, jakie my chcemy być dla klientów, jak nasze produkty powinny być eksponowane. No oczywiście z małymi potknięciami, ale to jest miejsce La Millou i być może fajnie by było, gdyby jeszcze gdzieś w Polsce takie miejsce było. Na pewno nie jest to hasło „teraz robimy sieć sklepów La Millou na terenie całej Polski”, bo to się wiąże z utrzymaniem jakości. A najtrudniej jest zdobyć fajnych ludzi do sprzedaży, z sercem, z odpowiednim podejściem do klienta, to jest bardzo ważne.

A największy sukces, z którego jesteście dumne w skali globalnej, jakaś ciekawa anegdota lub historia związana ze sprzedażą poza Polską, jest coś takiego, co jest takie bardzo obrazowe, się wydarzyło i się bardzo ucieszyłyście z tego?

– Wydaje mi się, że sukces na Tajwanie i w Chinach to jest to coś, co absolutnie przerosło nasze oczekiwania, jeśli mówimy o globalnym sukcesie. To, że tam La Millou, ja nie wiem czy nie jest bardziej popularne niż w Polsce. Tajwan jest dużo mniejszy niż Polska, oni tam po prostu zwariowali i to co tam się dzieje, tam się otwierają sklepy tylko La Millou, jest więcej sklepów La Millou niż u nas w Polsce, bo u nas jest jeden, a dystrybutor założył ich chyba 7 na Tajwanie 20. W przyszłym roku będzie się w Chinach otwierał prawdziwy sklep La Millou, taki w ogóle totalny, więc przygotujemy manual, wszystkie meble i tak dalej. To co mnie mocno zaskakuje i z czego naprawdę najbardziej jestem dumna, że ten produkt jest fajny nie tylko dla Polaków i nie tylko dlatego, że tutaj zatrudniłyśmy celebrytów i oni wypromowali produkt, który tak naprawdę nic nie niesie. Za granicą ani Ania Mucha, ani Magda Różczka, ani inne nasze wspaniały gwiazdy, nie mają siły przebicia, a ten produkt nadal się broni i to jest chyba największy motywator i największa duma, bo wiemy, że to jest dobry kierunek.

To jest naprawdę niesamowite, bardzo wam gratuluję, bo to pewnie wielu by chciało, ale żeby to zrobić, trzeba mieć po prostu dobry produkt, który się broni, więc to jest super. A też trzeba mieć dobrego dystrybutora?

– Absolutnie.

Jak wybrałyście dystrybutora na Tajwanie? Bo, pracując z różnymi firmami dystrybucyjnymi, ostatnio miałem okazję współorganizować i prowadzić takie wydarzenie dla firmy koreańskiej, pierwszy zlot globalny dystrybutorów we Frankfurcie. Z 38 krajów ludzie przyjechali, i zobaczyłem jak różny poziom kompetencji, różny poziom biznesowy, dojrzałości biznesowej reprezentują ludzie na różnych rynkach, w różnych krajach, na różnych etapach. Może być dystrybutorem osoba, która powiedzmy miała jeden kiosk i gdzieś tam zaczęła to robić, albo ktoś, kto jest po prostu totalnym gigantem na danym rynku i to zawsze jest zupełnie inna historia. Jak wybrałyście dystrybutora tajwańskiego, że taki jest super?

– Dystrybutor tajwański sam się do nas zgłosił na targach w Kolonii. Przedstawił się nam, oni tam mają taki sposób rozpoczynania rozmów, przesyłają portfolio kim są, ogólnie o rynku. Takie twarde dane, które były bardzo niekorzystne, bo przyrosty naturalne straszne, wyglądało na to, że pchać się w branżę dziecięcą, to jest najgorsza rzecz na Tajwanie, jaką on mógł sobie wymyślić. Ale on był zatrudniony przez jakiegoś bardzo wielkiego biznesmena, który miał pomysł, że chce wejść w branżę dziecięcą i wydelegował tego pana. Ten przez 5 lat zbudował firmę, która zatrudnia kilkadziesiąt osób, mają w La Millou w marketingu więcej osób, niż my u siebie w Polsce. Jak u nas Magda jest w dystrybucji, ona jedna, to na nią jedną jest chyba z dziesięcioro Tajwańczyków i każdy coś od niej chce. Bo oni są rozwinięci, po prostu oni pracują po 12 godzin na dobę, jak nie więcej, plany na cały rok, oni nas mobilizują do bardzo wielu działań, do bardzo wielu rzeczy. Tutaj taki wybór był metodą obwąchiwania się nawzajem, tak? My jeszcze wtedy nie miałyśmy dużego doświadczenia i nie wiedziałyśmy co powinien mieć dystrybutor, żeby zacząć z nim współpracę. Jak nie było nas na jakimś rynku, to też nam nic nie szkodziło, żeby spróbować. Spaliłyśmy się na przykład strasznie, jeśli chodzi o Koreę Południową, bo tam w pewnym momencie okazało się, że nasz dystrybutor zastrzegł sobie nasz logotyp, nazwę La Millou i tak naprawdę nie możemy sprzedawać naszych produktów w Korei w tym momencie, ponieważ nie mamy prawa do La Millou.

No niestety ta firma, z którą ja współpracuję, która właśnie jest z Korei, miała takie samo doświadczenie w Turcji i nie mogą w ogóle sprzedawać w Turcji, bo sami nie wyprzedzili. To firma o podobnej wielkości biznesu jak wasza, tylko zupełnie innej kategorii. Ludzie się uczą po prostu krok po kroku.

– Też trzeba mieć trochę szczęścia, wyczucia co do ludzi, tak? Nie patrzeć tylko na finanse, bo to nie była duża firma, duży dystrybutor, ale miło nam się mailowało, mieliśmy podobne poglądy jakby to rozwijać.

A jak dbacie o spójność marki? Wydaje mi się to bardzo dużym wyzwaniem. Obserwując moje doświadczenia w marketingu czy w innych miejscach, bo też mam takie doświadczenia, widzę, że radosna twórczość dystrybutorów lokalnych może osiągać różne wymiary.

– Mówimy o spójności – globalnie?

Wizerunkowej, globalnie. Właśnie jak dbać o to, żeby jednak lokalizować materiały na różnych rynkach, ale jednak utrzymać cały czas spójność pod kątem designu, tożsamości marki i tak dalej.

– Na pewno na początku mieliśmy trochę problemów z określeniem się. Bo do tej pory nie znalazłyśmy firmy, takiej jak nasza, która miałaby podobny sposób dystrybucji, gdzie można byłoby sobie zobaczyć, o, tak robią wielcy, jest to pewnie sprawdzone, więc tak pewnie trzeba robić. Tak naprawdę mamy stworzony manual i umowę dystrybutorską, czyli bardzo selekcjonujemy naszych dystrybutorów, czy to sklepy czy dystrybutorów większych. No i oni mają w umowie zawarte, co mogą, czego nie mogą. Sprawdzamy też ich, prosimy o zdjęcia, często też służymy własnym backupem graficznym, czyli jak widzimy, że powstają jakieś radosne twórczości, jeśli chodzi o social media, grafiki, to też często delikatnie zwracamy uwagę i proponujemy własne usługi i przygotowujemy dla nich po prostu materiały i tak docelowo, marzy mi się taki manual, żeby oni mieli wiele gotowców przygotowanych na dany sezon, z których mogą sobie po prostu korzystać, ale to się tworzy.

Iza, bizneswoman roku 21?

La Millou
Źródło: https://sukcespisanyszminka.pl/mowia-laureatki-bizneswoman-roku/

– Tak, pozdrawiam Olę Kozierowską.

Jak to się wydarzyło, jak zostałaś bizneswoman roku? Nie jestem zdziwiony słuchając tego co powiedziałaś, to nie jest w żaden sposób podawane przeze mnie w wątpliwość – jestem ciekaw, jak zostać bizneswoman roku. W tym roku będę jurorem w bizneswoman roku, będę oceniał projekty, chciałbym lepiej zrozumieć i może też zachęcić – w każdym roku, w którym kobiety tworzą świetne biznesy, takie jak wasz – do tego, żeby brały w tym udział. Ale też, żeby mógł lepiej zrozumieć jak zostać bizneswoman roku, może tutaj słucha nas jakaś pani, której marzy się pewien pomysł, chciałaby zostać bizneswoman roku?

– Ja bardzo osobiście, zresztą też o tym rozmawialiśmy przed nagraniem, nie jestem osobą, która lubi błyszczeć, mój Instagram jest bardzo żałosny, ma 12 postów chyba, w przeciwieństwie do firmowego, więc ja zgłosiłam się do programu z powódek czysto zawodowych.

Okej, czyli zgłosiłaś się sama po to, żeby twoja firma została dostrzeżona?

– Tak, ale też miałam dużo sugestii, że powinnam się zgłosić, chciałyśmy razem, no ale jakby trzeba było wybrać, tutaj więc zrobiłyśmy losowanie z Martą, no i co? To co jest ważne, to nie wiem, jakie są w tym momencie kategorie.

Mnóstwo.

– My byliśmy wtedy w firmie chyba do 2 lat, czyli w takiej bardziej start-upowej kategorii, natomiast, no też ważne są wyniki finansowe. Bo o ile idee i pomysły mogą być fajne, to trzeba się zmierzyć z rynkiem, czyli jakby produkt finalnie trzeba wyprodukować, nie tylko dobrze i tak jak się chciało, ale też za odpowiednią cenę jeszcze to sprzedać i rozwinąć. Z tego co wiem, bardzo mocno są te firmy sprawdzane pod tym kątem. Czy rzeczywiście ta idea, którą ma założyciel niesie ze sobą również sukces finansowy. Nam na pewno ten sukces pomógł, bo byłyśmy wtedy po tej wielkiej porażce z korporacją i byłyśmy dosyć opadnięte z sił i trochę tak stwierdziłyśmy, że ten świat jest zły i przyznam, że ciężko nam było wtedy. A to było takie rozstąpienie się chmur, wyszło słońce, wiosna później przyszła, też masa gratulacji i wywiadów dla mnie, no to było już nie mówię, że stresujące. Zresztą ja nigdy w życiu nic nie wygrałam, więc w ogóle to jest niesamowite, i w ogóle gratuluję Oli inicjatywy, poweru jaki ona ma, to jest w ogóle osoba anioł.

To prawda, jej energia jest zaraźliwa, jest niesamowita, a już była u mnie też inna laureatka konkursu.

– A wiem, plotkowałyśmy.

Już plotkowałyście o tym? Czyli zostałaś jakoś nastawiona.

– Nie.

Tak, mówię o Zuzi z Whisbear 22, też niesamowita historia. Intrygowało mnie też, czy jak będę rozmawiał z tobą, to zaobserwuję pewne podobieństwa, może różnice związane z tym, że jednak w pewnym sensie działacie na podobnym rynku, ale zupełnie innym produktem.

– Tak? Ja jeszcze w ogóle nie słuchałam, to już się pojawiło z Zuzią?

Tak.

– O, to posłucham.

Posłuchaj, jest to fajnie, ja lubię dostrzegać różnice między ludźmi, bo też stąd idea tego podcastu. „Wszystkie twarze biznesu”, ma taki podtytuł, żeby pokazać, że są różne drogi dochodzenia do sukcesu oraz różne miary sukcesu, to jest bardzo istotne. Uważam, że bardzo się upraszcza patrzenie na ludzi sukcesu, że jest jakiś jeden konkretny sposób, jak się to osiąga, oraz jest jedna miara sukcesu, na przykład gigantomania, miliard dolarów i to jest jedyny sukces. A to, co ty mówisz i na szczęście wielu moich gości, to że są inne powody, żeby cieszyć się ze swoich osiągnieć i robić fajne rzeczy. Jak znajdujesz na co dzień czas, do godzenia roli mamy, roli bizneswoman, prowadzącej biznes, roli samej siebie, która ma kontuzję na treningu, czyli rozumiem, że uczęszcza na treningi, jak to wygląda, jak to się robi?

– Raz na pół roku zwykle, mój mąż mówi „Iza, ty musisz się ogarnąć, ty musisz mieć trochę czasu dla siebie”. Bo w pewnym momencie ja…Uwielbiam jeździć samochodem, bo mogę załatwić tam rzeczy przez telefon. No i nie mogliśmy się zdzwonić, dlaczego? Bo jak za często rozmawiam wieczorami i pracuję, to on wie, że za 3 tygodnie znowu nie będzie mógł ze mną wytrzymać, będę nerwowa, będę nieszczęśliwa i tak dalej, więc bardzo pilnuje tego, żeby miała ten wypoczynek i czas dla siebie. Więc mam chwile święte w ciągu dnia, jest to właśnie rano trening, wysiłek fizyczny, po prostu endorfiny, o 10:00 jestem w pracy, po czym przez 6-7 godzin w biurze daję z siebie 200%, potem jeszcze daję z siebie 300% jako mama i wstaję tak mniej więcej 4:00-5:00.

Rano?

– Tak. I wtedy mam czas na serial, na kawę, na wczesne delikatne śniadanko, szukanie wzorów i takie rzeczy. Ja jestem rannym ptaszkiem generalnie, więc moja wspólniczka zawsze się rano śmieje, że na targach godzina 5:00, a ja tak „Marta wstałaś już? Kawkę ci zrobiłam…”. No i ona zawsze się śmieje, że kto będzie z Izką w pokoju, to zobaczycie o której się wstaje. Więc ja rano wstaję i mam takie swoje święte godziny, z których staram się naprawdę na co dzień nie rezygnować, tylko to jest po prostu moja część dnia, taka higiena osobista.

A o której się kładziesz, żeby wstać o 4:00?

– 10:00-11:00, nie zasypiam późno, jestem raczej takim…

No właśnie jestem ciekaw, jak jesteś w stanie zabezpieczyć wystarczającą liczbę godzin snu i się regenerować i równocześnie wstawać o 4:00, bo ja przez pewien czas też wstawałem o 4:00, ale zobaczyłem, że w zasadzie wysypiałem się tylko, jeśli kładłem się między 8:00 a 9:00, żeby wstać o 4:00. Więc to jest tak niepraktyczne, tak trudno życie pod to ustawić, że ja się kładę też koło 10:00, ale jednak wstaję o 6:00, żeby zawsze te 8 godzin…

– Znaczy ja też nie zawsze, to nie jest, że budzik dzwoni, ja się po prostu naturalnie budzę.

Budzisz się i czujesz się dobre? Fajnie, to jest niesamowite.

– Najgorzej jest tylko wysyłać maile zawodowe o tej porze, więc staram się tego nie robić, bo ludzie pomyślą, że jestem pracoholikiem.

Tak? Jakoś nigdy o tym, znaczy myślałem o tym, ale wiesz, zawsze masz funkcję, ja w gmailu mam funkcję bumerang i możesz odroczoną wysyłkę zrobić, czyli ty już wszystko wysłałaś, a ktoś o dziwo dostaje punktualnie 8:00, albo 8:04, dokładnie. No właśnie, 4 maile na raz. A skąd czerpiesz inspirację i wiedzę jako ty? Jak się rozwijasz?

– Generalnie kocham podróże i kocham poznawać ludzi i we wszystkim widzę inspirację i rozwój, jeśli chodzi o kwestię designu, rzeczy dotyczących stricte mojej pracy. Takiej twórczej, jeśli chodzi o kwestie biznesowe, no to chyba przeczytałam wszystkie biografie osób, które mnie inspirują.

Ulubiona biografia?

– Jony Ive 23, wspaniała. Nie czytam poradników jak osiągnąć sukces w 100 dni, albo jak znaleźć dla siebie czas, jakoś nie przemawia to do mnie. Nie mam, przyznaję, czasu na głębszy rozwój swoich umiejętności, na przykład w kierunku zarządzania, czy coś takiego, wolę zatrudnić kogoś, kto się na tym zna, kto mnie może trochę pokieruje, natomiast ja będę mogła zostać przy tym co lubię, bo ja tutaj chcę się realizować.

Czy jakiekolwiek aspekty z rozwojem osobistym, że wsparciem innych osób, czy kiedykolwiek korzystałaś z tego, typu coaching, albo inne podobne działania?

– Nie.

A w firmie macie jakieś fajne programy, takie związane na przykład ze szkoleniami czy z tego typu działaniami, czy raczej radzicie sobie wewnętrznie własnym sumptem?

– Szkolenia raczej przeprowadzają osoby, które u nas pracują na przykład w serwisie, ale prowadziły już takie szkolenia, prowadziły tego typu grupy. Wysyłamy ludzi na szkolenia, jeśli chodzi o kwestie marketingowe, socialmediowe to na pewno, księgowe tak samo: mamy trzy księgowe, teraz będzie czwarta, poważny dział księgowy, też nie można zapomnieć. Też na szkolenia i targi surowców, gdzie szukamy komponentów, surowców, ale tam są i wykłady, i materiały książkowe. Więc jakby tu jest rozwój w kierunku bardziej technologicznym.

Konkretnych obszarów biznesowych. Ciekawe.

– No, zapraszam do nas.

No właśnie, a powiedz, na czym ci zależy, co byś chciała jeszcze w przyszłości najbliższej osiągnąć i czego można ci życzyć?

– Chciałabym wejść do sklepu naszego i nie mieć żadnych zastrzeżeń. Nie wiem czy to kiedyś będzie możliwe, ale wiele osób się zachwyca „wow, jak super”, a ja po prostu zawszę widzę coś, nie wiem, a to lampka diodowa się nie świeci, a to krzywo kurka, tam gdzieś niteczka wystaje, a to naklejki nie w tym miejscu leżą. No to są takie natręctwa, ale chyba też świadczą o tym, że mi zależy. Chciałbym po prostu, żeby może mniej pożarów było na codzień, ale nie wiem, czy to jest możliwe, zawsze były i pewnie zawsze będą, trzeba się do tego przyzwyczaić.

No to tego na pewno ci życzę, życzę ci też może mniejszego perfekcjonizmu, abyś akceptowała rzeczywistość taką, jaka jest.

– Staram się.

Bo to może też ci pomóc trochę, wiesz, cieszyć się małymi elementami, jakoś wydaje mi się to bliskie ze względu na moje doświadczenia, z tym, że miałem też taką ostatnio rozmowę – tu się podzielę swoim doświadczeniem – z paroma osobami, które dobrze mnie znają i właśnie zastanawiają się, dlaczego jest tak, że osoby, które mnie krótko znają, budują pewnego rodzaju dystans do mnie. Zastanawiałem się dlaczego tak może być i właśnie uświadomili mi, oni to napisali, że ja krytykuję różne rzeczy, ja po prostu wszędzie widzę różne rzeczy, które można poprawić i z dobrej woli swojej…

– Wujek Dobra Rada?

Tak, znajduję te rzeczy i cały czas jest jakby to podkręcanie, co można zrobić lepiej. I pytanie jest takie: gdzie to ma sens w stosunku do siebie, a gdzie po prostu jest dobrze?

– Tak. Pomyślę dzisiaj w drodze do pracy.

Słuchaj, fantastyczna rozmowa, zadałbym ci jeszcze z 500 innych pytań, ale wiem, że masz mało czasu i też pewnie nasi widzowie i słuchacze też mają jakąś swoją wytrzymałość, jeżeli chodzi o czas, który mogą spędzić…

– Nie wiem jaka jest średnia.

Nie, jesteśmy mniej więcej w średniej, ale też, dlatego nie chciałbym nadmiernie przeciągać. Bardzo ci dziękuję, fascynująca historia i bardzo ci gratuluję, wam gratuluję, obojgu. La Millou, życzę, żeby było mniej pożarów, żeby wszystkie cele były spełnione i cóż, wszystkiego dobrego.

– A ja zapraszam do naszego powiększonego sklepu już za parę dni.

Który znajduje się w?

– Royal Wilanów.

Dokładnie, w najpiękniejszym budynku w Warszawskim Wilanowie 24, wszyscy musicie przyjechać i zobaczyć sklep La Millou.

– Zapraszamy.

Wielkie dzięki.

– Dzięki.

Linki:

  1. Iza na Instagramie https://www.instagram.com/_izalewandowska_/
  2. Iza na Facebook’u występuje jako Izabela Cybulska https://www.facebook.com/izabela.cybulska.58
  3. La Millou strona główna https://www.lamillou.com/
  4. Kocyki La Millou https://www.lamillou.com/shop/kocyki
  5. Olga Kozierowska https://pl.wikipedia.org/wiki/Olga_Kozierowska
  6. Zara Kids https://www.zara.com/pl/pl/dzieci-noworodek-l474.html?v1=634909
  7. Zara Home https://www.zarahome.com/pl/dzieci/ostatni-tydzie%C5%84-c1229509.html
  8. Marta Pieniążek, wspólniczka http://lovemamissima.pl/la-millou/
  9. Kocyki Tender https://www.lamillou.com/shop/kolekcja-tender
  10. Zasada Pareta https://pl.wikipedia.org/wiki/Zasada_Pareta
  11. SKU (ang.: stock keeping unit) – jednostka magazynowa https://pl.wikipedia.org/wiki/SKU
  12. Krzysztof Machnicki w Greg Albrecht Podcast https://albrechtpartners.com/podcast/krzysztofmachnicki/
  13. Edward Ruszczyc w Greg Albrecht Podcast https://albrechtpartners.com/podcast/edruszczyc/
  14. https://displate.com/
  15. La Millou na Instagramie https://www.instagram.com/la_millou/?hl=pl
  16. La Millou na Facebook’u https://pl-pl.facebook.com/LaMillouOfficial/
  17. Koce dla dorosłych https://www.lamillou.com/shop/koc-slash-narzuta-140x200cm-velvet
  18. Owijarki stretch’owe http://tezaurus.info/owijarki-stretch/
  19. Showroom La Millou otwarty! http://zaradna-mama.pl/2017/pierwszy-showroom-la-millou-juz-otwarty/
  20. La Millou Tajwan http://www.lamillou.com.tw/
  21. Izabela Lewandowska, Businesswoman Roku 2013 https://www.lamillou.com/article/bizneswoman-roku-v-edycja-konkursu-sukces-pisany-szminka-2013
  22. Zuzanna Sielicka-Kalczyńska w Greg Albrecht Podcast https://albrechtpartners.com/podcast/zuzannasielickakalczynska/
  23. Biografia Jony Ive ”Jony Ive”, autor: Leander Kahney, tłumaczenie: Michał Jóźwiak, wydawnictwo: Insignis, 2014 http://lubimyczytac.pl/ksiazka/212514/jony-ive
  24. Royal Wilanów http://royal-wilanow.pl/
Udostępnij:
Podcast

Poznaj wiodący podcast dla przedsiębiorców i zarządzających biznesem. Posłuchaj przedsiębiorców, którzy zbudowali biznes od zera. Znajdź odpowiedzi na wyzwania, które trapią liderów – niezależnie od branży.

Newsletter

Zainwestuj 5 minut w tygodniu, by osiągać więcej.

Dołącz bezpłatnie do tysięcy przedsiębiorców i zarządzających biznesem w społeczności Business Unlimited.

Zobacz także